piątek, 23 sierpnia 2013

001 - "Graj!"

Nareszcie kończy się mój stary rok, za który nie mogę być już bardziej wdzięczna. W końcu mogę uciec od tych niekompetentnych dziwek i zdzirowatych suk. Moim marzeniem jest pójście do college'u w Los Angeles, aby robić to co kocham.
Podczas ostatnich 2 tygodni semestru, nie mogłam się doczekać, aby dostać się do tej szkoły, a z dniem na dzień. Ale był taki dzień, że złapałam butelkę wody Fiji (w które mama co tydzień zaopatrza nam lodówkę) i chwyciłam po prostu kluczyki od mojego Range Rovera. Moi rodzice kupili mi go jako prezent na szesnaste urodziny, a kochałam ten samochód od wieków. Udało mi się pomalować go na fioletowo-niebiesko oraz na czerwono felgi, które były wyraźnie widoczne poprzez wszystkie opony.
Po przejechaniu rundy, zatrzymałam samochód na jej podjeździe, trąbiąc. Moja najlepsza przyjaciółka, Stacey otworzyła drzwi od swojego domu z kawałkiem tosta w ustach, zarzucając swą torbę na ramię.
- IDĘ KENDALL! JEEZU! - krzyknęła, na co ja tylko zachichotałam.
- Też dobrze cię widzieć, Stacey. - powiedziałam kiedy siedziała już w moim samochodzie zapinając pasy bezpieczeństwa.
- Ładne spodenki - skomentowała, gdy już skończyła przegryzać swojego tosta, aby nie upuścić żadnych okruchów
- Dzięki. Widzę, że masz na sobie bluzkę, którą ci kupiłam. - uśmiechnęłam się.
- TAK! Dziewczyno, wiesz.. nosiłabym ją codziennie gdybym tylko mogła. Kocham ją tak bardzo. -
Uderzyła mnie lekko w rękę, na co znów się zaśmiałam. Boże, kocham Stacey. Jesteśmy przyjaciółkami odkąd w 3 klasie, stanęłam przeciwko pewnym wrednym dziewczynom, które zastraszały ją. Chciałabym zawsze być zadziorna zadziorna i bezczelna, jednocześnie. My po prostu stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami przez przypadek.
Zaparkowałam samochód w jednym z moich ulubionych miejscach na parkingu. Stacey szybko wyskoczyła z samochodu, a ja wyciągnęłam moją torbę z bagażnika. Obie weszłyśmy do korytarzu i starałyśmy się znaleźć nasze szafki.
- Więc, kiedy w końcu dowiemy się czy dostałyśmy się do UCLA*? - zapytałam odwracając głowę do tyłu. Zmarszczki pojawiły się na czole Stacey kiedy myślała nad wymyśleniem jakiejś sensownej odpowiedzi.
- Myślę, że do dwóch tygodni. Najprawdopodobniej pod koniec ich. - Skinęłam głową przed zaczęciem żałowania tego.
- Ugh - jęknęłam z obrzydzeniem na widok przede mną. Kurewski człowiek, król tego lata i królowa puszczania się jak dziwka wysysali siebie nawzajem na twarzy, tuż przy mojej szafce. - To jest po prostu obrzydliwe - zmarszczyłam nos, podczas gdy ich języki walczyły tak, jakby śmierć i życie od tego zależało. Stacey dołączyła się do mnie, jeżeli chodzi o wygląd przerażenia i obrzydzenia.
Niepewnie podeszłam do nich, żaden z nich nie zauważył mnie.
- Czy zamierzacie złapać trochę powietrza? - rzuciłam, ale nie zatrzymali się. W rzeczywistości, tym razem, suka roku, Adrianna przyciągnęła, kurewskiego mężczyzny, Justina, a on wsunął swoją rękę pod jej koszulkę.
- Drogi Boże, przestańcie! - krzyknęłam - Proszę, przestańcie ssać siebie wzajemnie i ruszcie się kurwa stąd!
Tym razem oboje wstrzymali się, patrząc na mnie ze śmiercią w oczach, chociaż, ani trochę mnie nie przerażali. Popchnęłam ich, sprawiając, że Justin oraz Adriana potknęli się. Podeszłam do swojej szafki. Stacey opuściła mnie informując, że musi porozmawiać z nauczycielem przed lekcją. Po jej wyglądzie wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Wszystko jedno, suko! - Adriana pisnęła, przewróciłam oczami i zignorowałam ją.
- Jesteś po prostu zazdrosna. - Justin uśmiechnął się z wyższością, gdy pochylił się wkładając marynarkę na ciało z tyłu szafki. Zaśmiałam się. - Zazdrosna? O co dokładnie?! - Zatrzasnęłam swoją szafkę wiedząc, że wzięłam wszystkie właściwe książki na dzisiaj.
- Zazdrosna, bo nie możesz mnie tak pocałować? - Uśmiechnął się po raz kolejny. On nie ma pojęcia, jak bardzo chcę wymazać mu ten mały uśmieszek z twarzy. - HA! Tak, jasne... Wolałabym pocałować martwe ryby. - Warknęłam na niego co wydawało się uczynić go pewniejszym siebie. Co jest z tym chłopakiem? Przyciągnął Adriane bliżej ciała, owijając rękę wokół jej wąskiej talii, za co ona w zamian patrzyła na niego jak na kawałek mięsa.
- Chodź... wszyscy wiemy jak bardzo za mną szalejesz Ken.
On poważnie irytuje mnie do szpiku kości. Nie mam powodu, żeby naprawdę go nienawidzić, ale on wie jak mnie zdenerwować.
- Nie Justin. Myślę, że wszyscy wiemy jak bardzo się wkopałeś. - Odpowiedziałam sugerując, że był pochłonięty sobą i miał ego wielkości wszechświata. - I... nie mów na mnie Ken. Tylko ludzie, których lubię i moi najlepsi przyjaciele mogą tak na mnie mówić. Rozumiesz?
On tylko się zaśmiał widząc jak bardzo mnie to irytowało, więc postanowiłam, że najlepiej będzie jak stąd pójdę. Modliłam się by resztę dnia być z dala od pary z piekła.
Ale oczywiście myliłam się. Ostatni był wf i Bóg wie jak bardzo go nienawidzę. W połowie dziękowałam Bogu, że Adriana nie uczęszczała w moich lekcjach wychowania fizycznego, w przeciwnym razie wszyscy bylibyśmy świadkami kolejnej sceny "Bóg wie co". Byłam po prostu zła, że Justin był w mojej klasie.
Niespodziewanie nasz nauczyciel postanowił grać w koszykówkę, która była o wiele lepsza biorąc pod uwagę, że faktycznie ją lubię i mogę grać.
- Dobra ludzie, jest koniec roku, więc mam zamiar być łagodniejszy dla was wszystkich. Więc koszykówka jest naprawdę interesująca, chłopcy kontra dziewczyny.
- Biorę Kendall - Stacey automatycznie powiedziała wiedząc jak dobra jestem i jak bardzo kocham grać. Inne dziewczyny zgodziły się dzięki czemu przybiłyśmy sobie piątki. Gdy były przytulone do siebie zrobiłam mała motywacyjną mowę.
- Zamierzamy to wygrać, ludzie. I nie zamierzam aby dupek-Bieber wygrał. Częściowo dlatego, że go nie lubię, ale głownie dlatego, że jeśli wygra, jego ego urośnie do maksimum i nie sądzę, że możemy na to pozwolić. - Wszyscy wybuchnęli śmiechem, kiwając głowami w porozumieniu kiedy ja i Stacey skandowałyśmy.
- Zjemy ich. Połkniemy ich. Wyplujemy. NIE PEDAŁOM!
Wszyscy dostali napadu śmiechu, kiedy skończyłyśmy naszą pieśń, która była w teledysku do "Yes" LMFAO. Zajmując pozycje, stałam pośrodku boiska w małym kole, spodziewałam się, że Justin stanie przede mną. Przecież był kapitanem naszej oficjalnej, szkolnej drużyny.
- Będziesz na dnie, Bieber. - Warknęłam do niego, szeroki uśmiech był na mojej twarzy. Przysunął swoją twarz niebezpiecznie blisko mojej, na początku myślałam, że zamierza mnie pocałować, byłabym skłonna do uderzenia go kolanem w klejnoty, ale myliłam się.
- Przekonamy się o tym Bahati - Prawie bezgłośnie szepnął do mnie.
- Gotowi? - Zapytał trener trzymając piłkę między nami, gotowy do podrzucenia w górę. Skinęliśmy naszymi głowami, zanim wyrzucił piłkę wysoko w powietrze. Oboje podskoczyliśmy na huk, ale zaletą Justina jest 175 wzrostu nad moim 158 pozwoliło mu zawładnąć. W ciągu kilku sekund udało mu się rzucić piłką we mnie i do siatki.
Ogromny uśmiech był otynkowany na jego twarzy dzięki czemu rosła we mnie irytacja wobec niego. ‘On zaraz dostanie’ Obiecałam sobie, wcześniej ponownie chwytając piłkę z ziemi i zaczynając grę ponownie.

Ponieważ lekcja mijała na wynikach bardzo podobnych, teraz było 32-32. Byliśmy zdyszani, ale byłam zdeterminowana aby wygrać.
- Poddaj się Behati. Nie masz szans. - Justin spojrzał na mnie chytrze.
- Myślisz, że dotarliśmy tak daleko przede wszystkim po to, Bieber?! - Zadrwiłam, obserwując jak opuszcza głowę zanim poszedł do reszty swojej drużyny aby porozmawiać.
Zrobiłam to samo z moją drużyną.
- Okej, dziewczyny. Zrobiłyśmy to bardzo dobrze... teraz musimy utrzymać pozycje i zdobyć jeszcze jeden kosz. Może trzy punkty. Rozumiecie? - Wszystkie skinęły głowami zanim złapałam piłkę z powodu ostatniej punktacji zespołu Justina.
- Zaczynamy! - Krzyknął nasz trener informując, że możemy zaczynać nasze ostatnie 20 sekund z naszej gry. Trafiłam piłką obok Ryana, ubiegłam Chaza, ale Justina stał w drodze. Próbując ominąć go, pochylił się naprawdę blisko mojego ucha.
- Cholera. Masz takie seksowne nogi, Ken. - Szepnął.
Moje oczy wyszły z orbit, moje stopy stały w miejscu jak moja ręka tylko odbijała piłkę w górę i w dół.
- Co?! - W końcu odzyskałam moje zmysły, ale potem zrozumiałam, że piłka nie była w moich rękach. Justin odbijał piłkę z dala ode mnie jak się uśmiechał i śmiejąc się zdobył 2 punkty, podnosząc wynik jego drużyny do 34.
Stacey podbiegła do mnie zszokowana.
- Miałaś czysty strzał! Co się stało? - Spojrzałam na Justina, a potem na nią.
- Chłopak zagrał nie czysto... jest w porządku. Mam zamiar zrobić wszystko aby wygrać Stace. Wystarczy patrzeć.
Kiedy znowu usłyszałam gwizdek wraz z Justinem próbowałam zdobyć piłkę, tuż przed zdobyciem uśmiechnął się do mnie, jego duma świeciła.
Połknęłam swoją godność przed uruchomieniem jej prosto przed nim, umieszczając rękę na jego kroczu.
- Nie wierzę, że to robię. - Pomyślałam. - Zdobądź to dla drużyny Kendall. Dla drużyny.
- Jak ci się podoba, Bieber? - Mówiłam uwodzicielsko zanim wytrąciłam piłkę z jego ręki ścigając się w dół boiska z tym. Zbliżając się do zewnętrznego pół okręgu odwróciłam się, posyłając mu uśmieszek przed wyrzuceniem piłki jak gwizdek zasygnalizował koniec czasu.
Piłka była jeszcze w powietrzu pokonując drogę do kosza. Wszystkie oczy wędrowały za piłką, wszystkie dziewczyny modliły się żeby się udało, wszyscy chłopcy mieli nadzieję, że nie trafię.
Piłka obróciła się na pierścieniu przed zatopieniu w siatce i spadła na ziemię powodując, że wszystkie dziewczyny wiwatowały a chłopcy jęknęli  z naszego zwycięstwa.
- TAK! - Wrzasnęłam, a następnie zajęłam się koleżankami z mojego zespołu.
- Jak zdobyłaś od niego piłkę? - Zapytała Stacey na co moje policzki zrobiły się czerwone.
- Powiedzmy, że była to sytuacja bliska i osobista. - Mrugnęłam do niej, zamieszanie pojawiło się na jej twarzy, ale potem zniknęło kiedy zrozumiała o co chodzi.
- O mój boże! - Roześmiała się kiedy podnosiła piłkę.
- YO! Kendall. To nie było fair. - Skarżył się Justin poważnie zirytowany, że został pokonany przez dziewczyny.
- Oczywiście nie było, Justin. Zostałeś pokonany przez dziewczyny! - Śmiałam się z niego. - To ty zacząłeś grać brudnie. - Zauważyłam, gdy on przeczesał ręką swoje włosy.
- Ja...ale...ty... - Przerwałam mu.
- Lepszy następnym razem, gorący strzał. - UśmiechnęłaM się rzucając piłką w niego, którą udało się mu złapać, choć rzuciłam ją z dużą prędkością.
- Chodź. Chodźmy się przebrać. - Zaproponowałam Stacey przedtem odwracając się tylko raz, aby zobaczyć zirytowaną i złą twarz Justina. Chłopak, który mnie ucieszył.

Potem poszłam ze Stacey, pojechałam do domu chcąc nic więcej niż tylko pójścia do mojej sypialni i snu. Otworzyłam drzwi widząc, że moje rodzice byli w domu.
- Cześć mamo, tato. Jak minął wam dzień? - Zapytałam rzucając torbę na kanapę razem ze mną.
- Hej skarbie. Dobrze, a jak tobie? - Zapytała uśmiechnięta. Uśmiechnęłam się myśląc o tym jak skopałam Justinowi tyłek. - Był niesamowity, mamo.
Patrzyła w dół na dokumenty leżące przed nią. Moja mama pracuje w branży muzycznej,  była znana całkiem dobrze za pomoc na start rozpoczynających karierę ludzi. Będzie na "polowaniu" na nowych artystów muzycznych.
- Znaleźć kogoś? - Zapytałam, wiedząc co dzieje się w jej umyśle.
Pokręciła głową trochę rozczarowana.
- Na razie nie. Firma chce aby niedługo ja kogoś znalazła, jednak... Będę musiała pojechać do LA w poszukiwaniu. - Skinęłam głową kiedy ona poszła dalej. Mój tata również wahał się przez dokumenty, przeważnie jego klienci również biorąc pod uwagę, że był księgowym. Wiedząc, że moi rodzice mieli prace wyższej klasy, powiedziałabym, że byliśmy bardzo szczęśliwi i błogosławieni mając takie życie. Z pewnością zaczęli pracować po swojemu jakoś po 2005 roku.
- Cóż, mam zamiar iść do łóżka. - Obojgu dałam całusa i właśnie miałam wchodzić po schodach kiedy moja mama mnie zawołała.
- Tak, mamo? - Zapytałam, trochę zirytowana, bo wszystko czego chciałam to moje miękkie łóżko.
- Rozmawiałam z kimś dzisiaj i udało mi się pociągnąć za sznurki dla mnie, dla ciebie. - Wyjaśniła, myląc mnie trochę.
- Co proszę?
Zachichotała przed kontynuowaniem. - To znaczy, że ja, twoja mama, najwspanialsza mama na świecie, mam dla ciebie... przesłuchanie... do...
- O mój boże, mamo, wypluj to! - Krzyknęłam coraz bardziej niecierpliwa, ale śmiałam się nieznacznie z tego jak dziwna ona jest.
- Victoria Secret! - Dokończyła. Moja szczęka opadła. - Wiem, że kochasz modę i wszystko, mam znajomą, który tam pracuje. Dostałaś przesłuchanie bycia aniołem dla ich firmy. - Krzyknęła ze zdumienia i radości.
- MAMO! - Krzyknęłam przytulając ją. - To niesamowite! - Uśmiechnęłam się, ale potem wróciłam myślami jak to każdy model jest niesmowity i jestem... ja. - Ale czy na pewno będę dla nich odpowiednia? To znaczy, nie jestem niesamowita jak inni, i nie wiem... - Ciągnęłam dalej, ale przerwała mi.
- Przestań. Będziesz idealna Kendall, to w przyszłym tygodniu. Teraz możesz iść do swojego ukochanego łóżka. - Roześmiała się, pocałowała lekko mój policzek.
- Dziękuję mamo. Naprawdę jesteś najlepsza. - Pocałowałam ją w policzek, zanim wreszcie poszłam spać.


* UCLA - Uniwersytet Kalifornijski, w Los Angeles

Witamy z pierwszym rozdziałem! Jak Wam się podoba? :)

J & N.

4 komentarze:

  1. zapowiada się genialne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, zsikałam się prawie jak o tych nogach i jajach :D Świetne, czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń